czwartek, 25 sierpnia 2011

a na koniec...

A na koniec pobytu u siostry i jej męża... dzień spędzony na plaży (Hel) , jogging w zimnej morskiej wodzie a wieczorem... zimna cola z wódką i jazzik... Apropo, nie nawidzę trąbki! Ale reszta jest znośna... :-) saksofon... klawisze... mniam. ;) A jutro? Jutro w końcu dorwę się do mojej książki na którą tak długo czekałam - Od żołędzia do dębu! ;-)

Ciiii... jeszcze miesiąc wakacji... Chwilo trwaj! : )

P.S. Leżę sobie na twardej kanapie, jest godzina 22.23 jutro muszę rano wstać żeby dojechać do swojego domu ale w obecnej chwili nic mnie nie obchodzi poza lecącym kojącym jazzem w głośnikach, śpiewem świerszczy za oknem i tą tajemniczą ciemnością wokół mnie... Coś pięknego!

niedziela, 21 sierpnia 2011

Chciałabym...

Chciałabym się w końcu zakochać ze wzajemnością, chciałabym zatopić się w dzikiej, namiętnej, szalonej miłości...

piątek, 12 sierpnia 2011

dzień trzeci...

Dlaczego ciągle brakuje mi zrozumienia dla samej siebie? Brak odpowiedzi rodzi we mnie frustrację, która narasta z każdym dniem coraz bardziej ale i zmusza do myślenia.

Ale udaje mi się zwalczać w sobie pokusy... I to jedno jest dobre.

czwartek, 11 sierpnia 2011

dzień drugi...

W rzeczy samej... Wszyscy przemijamy, dorastamy. Dzieciństwo umknęło nam już dawno temu jak liść na wietrze przypominający nam o nadchodzącej zimie. Stoję dzisiaj na pagórku który uformowałam swoimi doświadczeniami. Jest niski, porośnięty bujną trawą z kwiatem na środku otoczonym kamieniami. Nikt go już nie chroni. Nikt nie pielęgnuje. Szuka swojego ogrodnika, bo stary odszedł szukać innej ziemi, innych kwiatów, innego pola, innych pagórków... I tak stoi, chwieje się na wietrze. Nie poddaje słońcu, które wysusza, nie poddaje burzy, która sprowadza deszcz. Przyjmuje życie takim jakie jest... Akceptuje wszelkie jego mankamenty, przeciwności i szarości dnia codziennego. Przyjmuje prawdę i na niej buduje swoje podłoże. Kim będzie, różą, mleczem, bluszczem, słonecznikiem, porzeczką, konwalią? Kim będzie.. kto mi powie? Jaka chmura na niebie, jaki ptak przecinający skrzydłami promienie wschodzącego słońca? Jaka gwiazda wygasająca na nocnym niebie? Nic ani nikt... kwiat zdany na siebie rośnie, chybocze się na wietrze i czeka na ogrodnika w żółtym kapeluszu, z zieloną konewką w białe groszki i uśmiechem na twarzy, który nawet chwasty zamienia w róże.


poniedziałek, 8 sierpnia 2011

dzień pierwszy

O czym marzą koty? O mleku? Sądząc po tym, że nie mają zbyt wielkiego móżdżku wnioskuje, że moje przypuszczenia ocierają się o prawdę. A my, ludzie wielce rozumni o czym marzymy? Czy możemy wyrazić się poprzez marzenia? Czy mogą nas określać? Czy ich realizację możemy określić jako sens naszego życia? Możliwe... O czym marzę? O samorealizacji, o spełnieniu w życiu( w tym oczywiście zawarte są jakieś inne elementy - wyjście za mąż za odpowiedniego mężczyznę... założenie rodziny, znalezienie odpowiedniej pracy... odnalezienie spokoju duszy, odnalezienie zadowalającej odpowiedzi na pytanie - kim jestem?) A o czym Ty marzysz wędrowny towarzyszu moich życiowych udręk i radości?

Dzisiejszy dzień... Przyprawił mi idealny na dzisiejszą pogodę szary płaszcz lenistwa. Miałam się nim okryć? Z cukru nie jestem, dziękuje. Za to byłoby mi niezmiernie miło gdybym mogła uniknąć spowolnionych ruchów, niechcenia czegokolwiek...(chociaż myśli wyrywały się na kartkę, chciały zmusić rękę do pisania. całkowicie na marne...). Brak zgrania ciała i duszy spowodował, że wylądowałam przy książce i kawie. A wieczorem miłe spotkanie z koleżanką. Zamówimy książki, razem wyjdzie taniej. A nowa książka jest bardzo ciekawa, przynajmniej zapewniał mnie o tym pewien pan... ale to już zupełnie inna historia na inny dzień... a może nawet za tydzień.