niedziela, 4 grudnia 2011

...

Gdy cie widzę,
duszę się, wariuję,
w klatce z której wyjść nie potrafię
czemu nie widzisz co ze mną się dzieje,
czemu nie słyszysz mych myśli pukania
te myśli wciąż biegną do ciebie
by złączyć się z tobą w jedną całość
harmonia?
nie znam tego stanu
wariuję i biegnę
i wciąż uderzam o ścianę
bo wydostać się nie mogę
z tego upiornego stanu
zakochania.

niedziela, 27 listopada 2011

No to się porobiło!

Tyle czasu minęło od moje ostatniego pobytu tutaj. Nie ma już wakacji, są studia i ciężka nauka. Ale co najważniejsze dzisiaj zaczyna się Adwent. Czas oczekiwania na Jezusa Chrystusa. Czas zmian na lepsze. Koniecznie muszę pójść dzisiaj do spowiedzi.

Dzisiaj to dzień, w którym zaczynam moje postanowienie: przez miesiąc nie wejdę na facebooka. Musi mi sie udać! Dam radę! Jestem silna i wytrwała! :)


czwartek, 25 sierpnia 2011

a na koniec...

A na koniec pobytu u siostry i jej męża... dzień spędzony na plaży (Hel) , jogging w zimnej morskiej wodzie a wieczorem... zimna cola z wódką i jazzik... Apropo, nie nawidzę trąbki! Ale reszta jest znośna... :-) saksofon... klawisze... mniam. ;) A jutro? Jutro w końcu dorwę się do mojej książki na którą tak długo czekałam - Od żołędzia do dębu! ;-)

Ciiii... jeszcze miesiąc wakacji... Chwilo trwaj! : )

P.S. Leżę sobie na twardej kanapie, jest godzina 22.23 jutro muszę rano wstać żeby dojechać do swojego domu ale w obecnej chwili nic mnie nie obchodzi poza lecącym kojącym jazzem w głośnikach, śpiewem świerszczy za oknem i tą tajemniczą ciemnością wokół mnie... Coś pięknego!

niedziela, 21 sierpnia 2011

Chciałabym...

Chciałabym się w końcu zakochać ze wzajemnością, chciałabym zatopić się w dzikiej, namiętnej, szalonej miłości...

piątek, 12 sierpnia 2011

dzień trzeci...

Dlaczego ciągle brakuje mi zrozumienia dla samej siebie? Brak odpowiedzi rodzi we mnie frustrację, która narasta z każdym dniem coraz bardziej ale i zmusza do myślenia.

Ale udaje mi się zwalczać w sobie pokusy... I to jedno jest dobre.

czwartek, 11 sierpnia 2011

dzień drugi...

W rzeczy samej... Wszyscy przemijamy, dorastamy. Dzieciństwo umknęło nam już dawno temu jak liść na wietrze przypominający nam o nadchodzącej zimie. Stoję dzisiaj na pagórku który uformowałam swoimi doświadczeniami. Jest niski, porośnięty bujną trawą z kwiatem na środku otoczonym kamieniami. Nikt go już nie chroni. Nikt nie pielęgnuje. Szuka swojego ogrodnika, bo stary odszedł szukać innej ziemi, innych kwiatów, innego pola, innych pagórków... I tak stoi, chwieje się na wietrze. Nie poddaje słońcu, które wysusza, nie poddaje burzy, która sprowadza deszcz. Przyjmuje życie takim jakie jest... Akceptuje wszelkie jego mankamenty, przeciwności i szarości dnia codziennego. Przyjmuje prawdę i na niej buduje swoje podłoże. Kim będzie, różą, mleczem, bluszczem, słonecznikiem, porzeczką, konwalią? Kim będzie.. kto mi powie? Jaka chmura na niebie, jaki ptak przecinający skrzydłami promienie wschodzącego słońca? Jaka gwiazda wygasająca na nocnym niebie? Nic ani nikt... kwiat zdany na siebie rośnie, chybocze się na wietrze i czeka na ogrodnika w żółtym kapeluszu, z zieloną konewką w białe groszki i uśmiechem na twarzy, który nawet chwasty zamienia w róże.


poniedziałek, 8 sierpnia 2011

dzień pierwszy

O czym marzą koty? O mleku? Sądząc po tym, że nie mają zbyt wielkiego móżdżku wnioskuje, że moje przypuszczenia ocierają się o prawdę. A my, ludzie wielce rozumni o czym marzymy? Czy możemy wyrazić się poprzez marzenia? Czy mogą nas określać? Czy ich realizację możemy określić jako sens naszego życia? Możliwe... O czym marzę? O samorealizacji, o spełnieniu w życiu( w tym oczywiście zawarte są jakieś inne elementy - wyjście za mąż za odpowiedniego mężczyznę... założenie rodziny, znalezienie odpowiedniej pracy... odnalezienie spokoju duszy, odnalezienie zadowalającej odpowiedzi na pytanie - kim jestem?) A o czym Ty marzysz wędrowny towarzyszu moich życiowych udręk i radości?

Dzisiejszy dzień... Przyprawił mi idealny na dzisiejszą pogodę szary płaszcz lenistwa. Miałam się nim okryć? Z cukru nie jestem, dziękuje. Za to byłoby mi niezmiernie miło gdybym mogła uniknąć spowolnionych ruchów, niechcenia czegokolwiek...(chociaż myśli wyrywały się na kartkę, chciały zmusić rękę do pisania. całkowicie na marne...). Brak zgrania ciała i duszy spowodował, że wylądowałam przy książce i kawie. A wieczorem miłe spotkanie z koleżanką. Zamówimy książki, razem wyjdzie taniej. A nowa książka jest bardzo ciekawa, przynajmniej zapewniał mnie o tym pewien pan... ale to już zupełnie inna historia na inny dzień... a może nawet za tydzień.



niedziela, 13 lutego 2011

krótka refleksja.

http://www.youtube.com/watch?v=CgYnRh8ACGQ&feature=related

Przeszłość już za nami, teraźniejszość chwiejna, poruszam się w niej niczym akrobata na szczudłach, a przyszłość... przyszłość wciąż niepewna... P. przyjedzie, w Maju napisze egzamin i S. wyjedzie... wtedy moje życie na pewno będzie wyglądało zupełnie inaczej... gorzej? lepiej? mniej ciekawie? bardziej smutno? w sumie, po co gonić za przyszłością? Jeszcze przyjdzie na to czas... jeszcze wszystko się stanie, to co stać się musi, jeszcze przyjdą wiosny i promienie słońca tak długo wyczekiwane w zimowe noce, jeszcze przyjdzie uśmiech po zwykłym ludzkim utęsknieniu;

Błogosławieni ci, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni...

Stan dziwny.

Obudziłam się rano dokładnie o ósmej zero zero. Wydawało mi się, że dzisiejszy dzień tak jak i inne upłynie bez zbędnych ekscesów. Faktycznie tak było, tylko, że... przez cały czas byłam ospała, czułam się tak, jakby leniwiec wskoczył mi na plecy i nie chciał z nich zejść. Okropne uczucie potęgowała jeszcze myśl, że za dwa i pół miesiąca matura, a ja tak wielu zagadnień jeszcze nie umiem...Tak.. takie dni są najgorsze. Nie chce ci się zupełnie nic, i, żeby zrobić cokolwiek, musisz się porządnie zmusić. Przyznaję, nie zrobiłam dzisiaj zbyt wiele. Jestem na siebie zła. Dzisiejszy dzień miał być moim pierwszym dniem odchudzania. Nie udało się. Jestem zła, bo jestem za słaba na postawienie sobie mocnego postanowienia, ba na udźwignięcie i realizację. Przestać jeść, przestać siedzieć na facebooku, zacząć się uczyć... czy to naprawdę na nic? Ile razy mam próbować, by w końcu mi się udało?

ech, losie, co z jutrzejszym dniem?